Długo nic nie pisałam, gdyż mam teraz urwanie głowy w związku z projektem, który znajduje się właśnie w fazie końcowej. W przyszłym tygodniu mamy dwie prezentacje naszych wyników, w tym jedną przed zarządem, więc trochę się stresujemy. Ale nie o tym chciałam tutaj pisać.
Dwa tygodnie temu byliśmy na dwudniowej wycieczce na poludniu Półwyspu Malajskiego. Naszym celem była Melaka, ale sporo czasu spędziliśmy też na pobliskiej wyspie Pulau Besar. Wyjechaliśmy w sobotę po poludniu, gdyż przed południem uczestniczyliśmy w uroczystym rozdaniu dyplomów absolwentom GMI. Po zakończeniu ceremonii, szybko coś przekąsiliśmy i udaliśmy się na dworzec autobusowy. My, czyli ja, Martin i Amir (jeden ze uczniów GMI, który przygotowuje się tutaj do studiów w Niemczech). Reszta osób, czyli Sannah, Natalie, Jonathan i Jeremy (też uczeń GMI) postanowili dołączyć do nas dopiero w niedzielę. Ja i Martin powiedzieliśmy Amirowi, że zdajemy się na niego jako przewodnika, gdyż był on już wielokrotnie w Melace i dajemy mu wolną rękę. Dzięki temu ten pierwszy dzień przebiegł bardzo bezstresowo i bardzo zabawnie. Amir koniecznie chciał nam pokazać wyspę Pulau Besar. Kiedy jednak dotarliśmy do promu okazało się, że odpływa on dopiero późnym wieczorem. Stwierdziliśmy, że poczekamy i poszliśmy coś zjeść do pobliskiej restauracji. Amir złożył zamówienie i to co wybrał to chyba było najlepsze malajskie jedzenie, które dotychczas jadłam. Na pewno wpływ na to miało także, że mieli tam świeże ryby i krewetki, ale wszystko smakowało przepysznie.
|
Prawdziwi turyści/Real tourists |
|
Z Amirem i Martinem/With Amir and Martin |
Po kolacji udaliśmy się na prom. Tam zaczęło się robić ciekawie. Okazało się, że nikt nie sprawdzał biletów i na łodzi nie było światła. Także siedzieliśmy i płynęliśmy w ciemnościach. Żartowaliśmy między sobą, że tak właśnie wygląda łódź piracka i pewnie zostaniemy gdzieś wywiezieni dla okupu. Jak już ruszyliśmy, to ciągle łódź nie miała żadnych świateł, kapitan krzyczał do swoich pomocników (przynajmniej tak mi Amir tłumaczył, ja myślałam początkowo, że mnie nabiera): "Dlaczego nie ma świateł? Nie widzę skał. Gdzie są te skały?" Tak że jeden z jego pomocników wyszedł na pokład i przyświecał sobie komórką, abyśmy nie wpadli na żadne skały. Jak dotarliśmy na wyspę, to okazało się, że tam też nie ma światła, tylko parę restauracji i jeden hotel, gdzie też zatrzymaliśmy się na noc, dysponowały swoim oświetleniem. Zatem stwierdziliśmy, że wstaniemy wcześnie rano i wtedy obejrzymy wyspę. W nocy niestety niewiele spaliśmy, nasz pokój był pełen komarów, żadne środki odstraszające nie działały, do tego było gorąco, także wstaliśmy po szóstej raczej mało wypoczęci. Na szczęście sama wyspa okazała się być bardzo ciekawym miejscem i pewien starszy pan, który tam od dawna mieszka, pokazał nam kilka najciekawszych miejsc. Pulau Besar to nie tylko piękna natura, ale też miejsce kultu zarówno Hindusów jak i Muzułmanów. Są tam pochowani prorocy i osoby, które zapoczątkowały islam w Malezji. Niektórzy wierzą, że jeśli się tam przyjedzie i przejdzie przez taką szparę w skale to spełni się ich skryte życzenie. Jakby tego było mało wiele osób także wierzy w Małych Ludzi, mityczne osoby, które ponoć zamieszkują tę wyspę. Jeśli się zniszczy coś, co do Małych Ludzi należy, to oni zabierają te osoby do swojego świata skąd już nie ma powrotu albo dana osoba umiera. Ponoć z powodu obaw przed Małymi Ludźmi wybudowany w latach dziewiędziesiątych resort i pole golfowe stoją teraz puste. Krąży legenda, że Mali Ludzie zabierali piłeczki golfowe i nie można ich było nigdzie znaleźć po uderzeniu i z hotelu też znikały różne rzeczy. Fakt faktem stoi tam opusoszały hotel, na wyspie biwakuje za to wiele pielgrzymów, a na polu golfowym nikt nie gra, choć jest ono utrzymane w bardzo dobrym stanie. Poniżej parę zdjęć z wyspy.
|
Na Pulau Besar |
|
Pole golfowe/Golf court on the island |
Po parugodzinnej wędróce po wyspie udaliśmy się na prom. Myśleliśmy, że w miarę szybko dotrzemy do Melaki, ale okazało się, że podróż, która poprzedniego dnia zajęła nam półtorej godziny trwała bite trzy godziny przez różne opóźnienia i korki. W Melace rozpoczęliśmy zwiedzanie od holenderskiego placu, gdzie też spotkaliśmy się z resztą ekipy. Melaka to jedno z najstarszych miast w Malezji. Jej początki związane są z osiedleniem się tam malajskiego sułtana. Później było ono skolonizowane najpierw przez Portugalczyków, potem Holendrów a później Brytyjczyków. Miasto to tak jak i George Town na Penang wpisane jest na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
|
Holenderski Plac/Dutch Square in Melaka |
|
Portugese Fortress in Melaka |
|
Jonathan, Sannah, Martin, ja, Natalie, Jeremy, Amir |
Po obejrzeniu ruin portugalskiego fortu Famosa udaliśmy się do pałacu sułtana. Został on zbudowany z drewna bez użycia żadnych gwoździ. W jego wnętrzu mogliśmy zobaczyć jak wyglądało życie i stroje sułtanów z różnych regionów Malezji.
|
Ryksza/Trikshaw |
|
Pałac Sułtana/Sultans Palace |
Pod koniec dnia udaliśmy się na małą przejażdżkę łódką po rzece Melaka. Było już ciemno i wszystkie pobliskie budynki były podświetlone, a na ich ścianach namalowane były różne obrazy. Ja byłam zachwycona urokiem tego miejsca. Niestety zaraz po opuszczeniu łodzi musieliśmy biegem udać się na dworzec autobusowy, aby zdążyć na ostatni autobus do Kuala Lumpur.
|
Melaka River |
|
ENG >>
I haven’t written for a long time because I have been very busy with the GMI-project, which is in its final
stage right now. Next week we
have two presentations of our
results, including one to the GMI
board, so it is quite stressful.
But this is not what I wanted to write about here.
Two weeks ago we were on a two-day trip to the
south of the Malay Peninsula. Our
goal was Melaka, but we also spent a lot of
time on the nearby island -
Pulau Besar. We
left on Saturday afternoon
because in the morning we took part in
a GMI convocation. After the ceremony
we ate something quickly and went
to the bus station - we meaning Martin,
myself and Amir (one of the GMI students who is preparing to study in Germany).
The rest of the group: Sannah, Natalie, Jonathan and
Jeremy (also a student at GMI) decided to join us
on Sunday. Martin and I told Amir that we will just follow him because he had been to
Melaka several times already. So we
gave him a free hand and it turned
out to be a good idea because the first day ended up being very relaxed and funny. Amir insisted on showing us the
island Pulau Besar. But when we got to the
ferry, it turned out that it was
departing late in the evening. We decided to wait and we went out to eat at the nearby restaurant. Amir placed the order,
choosing what was probably the best Malaysian food that I have
eaten here so far. Certainly
it had something to do with the fact that
they had fresh fish and shrimp there. Everything he ordered tasted
simply delicious!
After dinner we went to the ferry. There it started
to get interesting. It turned out
that no one checked the ticket on the boat and that
there was no light! So, we sat
and floated in
the dark. We joked with each
other, that it looks like a
pirate boat and that
we will probably be transported
somewhere for ransom. When the boat departed it still had no lights. The captain shouted to his
assistants (at least that’s what Amir
told me, at first I thought that
he was joking): "Why
is there no light? I can’t see the rocks.
Where are the rocks?". So one of his assistants went on deck and used a
flashlight on a cell phone to prevent us from smashing into the rocks. When we got
to the island, it turned out that there were also no lights there, only a couple of restaurants and the hotel
where we stayed the night had some kind of lighting. Thus, we
figured that we would get up early
in the morning and then see the island. Yet,
we unfortunately got little sleep
because our room was full of mosquitoes and was quite hot as well. So we got up after six, rather tired.
Fortunately, the island itself proved
to be a very interesting place; an elderly gentleman who lived there for a long
time showed us some of the most
interesting sights. Pulau Besar not only has beautiful flora and fauna,
but is also a place of worship for both Hindus and
Muslims, and thus attracts pilgrims who camp there. Prophets are buried
there, those who brought Islam to
Malaysia. Some believe that if
they come there and go through
a crack in the
rock their secret wish will be fulfilled. What’s more,
many people also believe in Little
People, mythical people who supposedly inhabit the island.
Legend has it that if you destroy
something that belongs to them, they either will take you into their
world, from which there is no
return or a person dies. Apparently because of the fear of the Little People,
a resort and golf course which
were built in the nineties now stand abandoned. Rumors circulate that the Little People
hid the golf balls, which they were nowhere to be found after being hit, and that things were also disappearing from the hotel. Yet, curiously, although the
hotel is abandoned, the unused golf course is kept in very good
condition.
After hiking around
the island we went to the ferry.
We thought that we could get to Melaka quite speedily, but it turned out
that the journey that took us an hour and a half the previous day lasted three hours because of various delays and traffic jams. Once in Melaka, our tour started from
Dutch Square, where we met up with the rest of the team. Melaka is one
of the oldest cities in Malaysia, its
origins being associated with a Malay
sultan settling there. Later it was colonized
first by the Portuguese, then the Dutch and later the
British. The city is, like
George Town on Penang,
listed as a UNESCO
World Heritage Site.
After seeing the
ruins of the Portuguese fort Famosa we went to the palace of the
sultan. Interestingly, it was built of wood without using any
nails. Inside we could see
what the sultan’s life looked like and
learn about sultans’ costumes from different regions of
Malaysia.
At the end of the day
we went on a little boat cruise on the river Melaka. It was dark and
all the surrounding buildings were lighted, and their walls were painted
with different pictures. I was
delighted with the charm of the place. Unfortunately, shortly after leaving the
boat we had to hurry to the bus station to catch the last bus
to Kuala Lumpur.